SmokWawelski napisał:
[quote]No hej.
Powiem Ci tak, mialem tutaj swojego amstafa, a raczej amstafke.... rodowodu nie miala, gdyz byla ktoras tam z miotu a tylko bodajze 3 pierwsze maja rodowod
A to co za bzdura??? Wszystkie psy w miocie mają rodowód - nawet jakby było ich 10!
Nie można winić tylko i wyłącznie psa jeśli dziecko zostanie pogryzione bo wine przede wszystkim ponoszą wtedy rodzice. Nie wolno zostawić dziecka z psem bez opieki nawet jeśli to York. Małe dzieci nie umieją się obchodzić z psami - ciągną ogon, uszy, kopią a rodzice nie reagują bo to przecież tylko dziecko i dochodzi później do tragedii. Sama mam buldoga angielskiego, który według niektórych wygląda jak pies morderca(choć to śmieszne) a jest jedną z najłagodniejszych ras. Spotkałam na ulicy babcie,która na widok psa się rozpłakała. okazało się, że jej 4-letnia wnuczka leży w szpitalu bo ją pies pogryzł-miała 12 szwów na twarzy. Bardzo mądrzy rodzice mieli kilka yorków ale wpadli na super pomysł i kupili córce dużego psa DO ZABAWY !!!!

Teraz dziewczynka będzie oszpecona do końca życia i to nie z winy psa ale rodziców. Nie każdemu psu wystarczy cierpliwości by znosić kopnięcia i inne dziwne pomysły dzieci i dlatego my rodzice powinniśmy nauczyć dziecko jak postępować z psem.że pies jest żywą istotą, którą powinny kochać a nie męczyć.
Prawda jest taka, że od nas zależy jaki będzie pies a nie od tego jakiej jest rasy.
Przykład:
Niewinna krew - głos w sprawie listy psów uznanych za agresywne
źródło: Encyklopedia Zwierząt - Euroanimal
Śmierć dziewczynki, zagryzionej przez rottweilera dziadków, którzy pozostawili dziecko z psem w ogrodzie, przemknęła niedawno przez media jako wiadomość dnia, ustępując szybko miejsca kolejnym tragicznym lub sensacyjnym wydarzeniom. To kolejna taka śmierć i kolejny raz, kiedy odbieram telefony mediów z prośbą o krótki komentarz. Po raz kolejny słyszę swój głos w radio lub telewizji i kolejny raz czuję złość na ludzi, którzy doprowadzili do tragedii oraz bezsilność wobec widomych znaków niezrozumienia psiej natury i bezmyślności niektórych posiadaczy psów. Zwykle za takie tragedie (oprócz rzecz jasna ofiary pogryzienia) płaci pies uznany za niebezpieczne i nieprzewidywalne zwierzę. Nie słyszałem by ktokolwiek w Polsce bliżej analizował przyczyny pogryzień i interesował się jaką w nich rolę odgrywają właściciele zwierzęcia i warunki w jakich ono żyło. Kierując się rozumem należy stwierdzić, że podobne wypadki nie dzieją się nagle i bez powodu; zawsze istnieje splot okoliczności i działań (bądź zaniedbań), które doprowadzają do tego, że pies reaguje agresją. Żaden pies tak jak żaden człowiek nie zachowuje się bez powodu, zawsze istnieją przyczyny i motywy zachowania, które można znaleźć w dotychczasowej historii życia i doświadczeniach zwierzęcia, warunkach w jakich jest trzymane, relacjach z opiekunami, brakiem zaspokojenia lub niedostatecznym zaspokojeniem jego potrzeb, błędami lub zaniechaniem wychowania czy funkcjonowaniem układu nerwowego, na co ma wpływ stan medyczny zwierzęcia, dieta oraz czynniki dziedziczne. Wszystkie powyższe czynniki kontroluje człowiek. Ostatecznie więc to on właśnie, właściciel, który świadomie bierze na siebie odpowiedzialność posiadania zwierzęcia mającego w repertuarze wrodzonych zachowań agresję, odpowiada za to, jak zachowuje się jego pies i za konsekwencje tego zachowania. Wróćmy jednak do tragicznego wypadku. Media doniosły, że młody rottweiler zagryzł kilkunastomiesięczne dziecko pozostawione w wózku na terenie posesji, w której mieszkał. Pies znał dziewczynkę, ponieważ razem z rodzicami odwiedzała dziadków, do których należał. Tyle wiemy z relacji miedialnych. Pies pewnie trafił do schroniska i najprawdopodobniej jako zwierzę agresywne został uśpiony. Nie słyszałem, aby ktokolwiek zadał sobie trud zastanowienia się nad okolicznościami, które prowadzą do podobnych tragedii. Szkoda, bo refleksja lub rzetelna analiza mogłaby rzucić światło na przyczyny pogryzień i przyczynić się do uniknięcie takich zdarzeń w przyszłości. Ponieważ na co dzień mam do czynienia z psami przejawiającymi agresję i ich opiekunami, spróbuję odtworzyć hipotetyczny i, moim zdaniem, dość typowy splot okoliczności, który mógł doprowadzić do tragicznego pogryzienia dziewczynki. Relacjonujące wypadek media przekazały jeszcze jedną istotną informację na temat psa - mieszkał od na co dzień w kojcu. Prawdopodobnie zatem właściciele psa, starsi państwo, w najlepszej wierze kupili po okazyjne cenie, w dodatku z dostawą do domu, kilkumiesięcznego podrostka rottweilera (trochę starszego, żeby nie mieć kłopotu ze szczenięcym temperamentem i potrzebą ciągłego zajmowania się zwierzakiem). Pies od początku miał być przeznaczony do stróżowania i odstraszania potencjalnych złodziei, dlatego zamieszkał w ogrodzie. Wybudowano dla niego piękny, wybetonowany kojec, w którym był zamykany w dzień, najczęściej wtedy, gdy opiekunów odwiedzali goście. Do domu nie był wpuszczany ze względów higienicznych. Pies był regularnie karmiony, a pory karmienia były jednymi z nielicznych sytuacji kiedy miał kontakt z ludźmi, dlatego okazywał wiele radości. Był także przyjazny i radośnie podniecony ilekroć dom odwiedzały dorosłe dzieci właścicieli ze swoja małą córeczką. Z powodu przyjacielskiego zachowania nie zamykano go wtedy w kojcu ufając, że pies jest bezpieczny i zakładając, że wie że ma do czynienia z dzieckiem i potrafi się odpowiednio zachować. Dalsi sąsiedzi też mają rottweilera, który świetnie bawi się z dziećmi, nigdy nie zrobił im krzywdy, wręcz przeciwnie, pozwala im zrobić ze sobą wszystko. Ruchliwa dziewczynka budziła radość i żywe podniecenie naszego bohatera, jednak z uwagi na jego żywiołowość nie pozwalano mu na zbliżanie się do małej. Młody rotek dorastał i rzeczywiście dobrze się wywiązywał z obowiązków stróża. Warczał i szczekał na obcych, dlatego właśnie był izolowany od kontaktu z nieznajomymi, jednak nigdy nie był agresywny wobec domowników. Wręcz przeciwnie, kiedy tylko pojawili się w ogrodzie lub kojcu, nie posiadał się z radości - skakał i kręcił się w kółko. Ta żywiołowość przeszkadzała czasem opiekunom, jednak niewątpliwie świadczyła o przyjaznych zamiarach psa wobec najbliższej rodziny, do której zaliczały się także dorosłe dzieci i ich córeczka. Feralnego dnia, mimo chłodnej zimowej pogody świeciło piękne słońce, a dziecko zasnęło w wózku, dlatego rodzice postanowili zostawić je w ogrodzie i wejść do domu na filiżankę gorącej herbaty i wspaniałe ciasto, które upiekła babcia. Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie. Tata, który wyszedł, by sprawdzić czy dziecko się nie obudziło, zobaczył przewrócony wózek. W kącie ogrodu leżał pies dysząc i trzymając w łapach zakrwawioną dziewczynkę. Wezwane pogotowie zabrało dziecko do szpitala lecz mimo wysiłków lekarzy dziewczynka zmarła. Co kierowało psem, który nigdy nie był niebezpieczny dla domowników, że pogryzł śmiertelnie dziecko należące go jego rodziny? Gdzie leży ludzki błąd i kto odpowiedzialny jest za zaistniałą tragedię? By to zrozumieć spójrzmy na całą sytuację z perspektywy psa. Rottweilery oprócz tego, że umieszczono je na liście psów ras niebezpiecznych, to w większości doskonałe psy rodzinne. Zrównoważone, cierpliwe, a jednocześnie żywe, świetnie komunikujące się z dziećmi i opiekujące się nimi. Takie są rottweilery, ale tylko wtedy, gdy człowiek zapewni odpowiednie warunki, dzięki którym wrodzone cechy i zachowania mogą się uzewnętrznić. Każdy szanujący się baca wie, że aby owczarek podhalański strzegł stada owiec musi jako szczeniak wśród nich przebywać - poznać ich zapach, sposób poruszania się i nauczyć się, że są one częścią jego otoczenia, której należy bronić. Jeśli tak się nie stanie, dorosły pies będzie gonił ruchliwe owce i podgryzał je, kierowany wrodzonym zachowaniem łowieckim. Podobnie każdy pies rodzinny, niezależnie od rasy, powinien możliwie wcześnie nauczyć się kontaktu z ruchliwymi z natury dziećmi, by nie traktował ich tak samo jak uciekające koty czy wiewiórki. Spróbujmy jednak dokończyć nasz hipotetyczny przebieg wydarzeń, które doprowadziły do śmierci dziewczynki. Kiedy pies usłyszał płacz dziecka lub zobaczył, że się rusza, zainteresował się nim i przewrócił wózek. Ruchy i pisk mało znanego stworzenia wyzwoliły w nim naturalne łowieckie zachowania, gryzienie ofiary, dopóki się rusza.